Strony

piątek, 21 listopada 2014

52. Jean x Eren

Cześć, wiem, że dość długo mnie tu nie było, ale wsiąkł mi zeszyt z zamówieniami i dopiero wczoraj go znalazłam za biurkiem XDD"
W każdym razie to napisałam dziś, kilka minut temu... I nie jest jakieś tam znowu szczególne, ale nie wpadłam na nic lepszego ;-;
To dla Ciebie, Miko, chociaż ostatnio zamilkłaś i dawno Cię tu nie widziałam ;c
Anime: Shingeki no Kyojin



Eren siedział na parapecie okiennym, opierając głowę o zimną szybę. Kolana podciągnął pod brodę i cicho westchnął. Padał deszcz, jego krople uderzały w szklaną taflę chaotycznie, bez ustanku. Kałuże błota sprawiały, że drogi stawały się nieprzejezdne. Koła wozów zapadały się w breji.
Trzask ognia w kominku i ciche chrząknięcie przypomniały mu, że nie jest w pokoju sam. Odsunął od siebie niespokojne myśli i uśmiechnął się lekko do chłopaka, który dorzucał do ognia.
- Jean, co chcesz robić, kiedy już pozbędziemy się Tytanów? – zapytał cicho, nie chcąc zaburzać spokoju.
Prawda była taka, że nawet sam Eren zwątpił w powodzenie ich misji mającej na celu wybicie wszystkich olbrzymów. To było zadanie ponad miarę. Nawet najlepsi Zwiadowcy ginęli przez te potwory. Została ich tylko garstka.
- Czy to nie logiczne? Zamieszkać gdzieś z tobą i wieść spokojne życie. Leniuchować. – Chłopak zwrócił na niego spojrzenie. W jego oczach można było dostrzec błysk rozbawienia. Eren często pytał go o to samo. Odpowiedź zawsze brzmiała jednakowo.
Szatyn zaczerwienił się, speszony. Jeszcze nie przywykł do myśli, że on i Jean zbliżyli się do siebie w takim stopniu. Wcześniej nigdy by nie pomyślał, że uczucie do niego przyćmi to, którym darzył Mikasę. Kobieta co prawda przyjęła to spokojnie, ale Eren widział w jej oczach ból, gdy na niego patrzyła. Czuł się trochę winny… ale co mógł poradzić na to, że zwyczajnie się zakochał? Może to nie było normalne. Może nie miało prawa bytu, ale… nie zamierzał z tego rezygnować. W końcu żaden z nich nie wiedział, jak długo pożyje.
- A… czy ty w ogóle myślisz… że przeżyjemy? – zapytał cicho, na powrót zerkając za okno.
Jean zamrugał, zaskoczony. Eren, którego znał, nie był takim pesymistą. Wierzył, że im się uda. Co więc sprawiło, że nagle zwątpił?
Wstał z miejsca i podszedł do szatyna. Usiadł przy nim na parapecie, wyciągnął dłoń i pogłaskał go po policzku.
- Eren, nie mam pojęcia, co wydarzy się za sekundę, a co mówić o tak dalekiej przyszłości… Tytani są silniejsi od nas, nas jest bardzo niewielu… Nie wiem, czy walka z nimi ma jakikolwiek sens. Dobrze wiesz, że jestem sceptykiem. Chciałbym jednak, aby nasze marzenia się ziściły. Naprawdę bym chciał – mówił cicho, spokojnie. – Pamiętaj, że chwila zwątpienia może kosztować cię życie. Nie jestem gotowy na to, aby cię stracić. – Musnął wargami jego usta.
Chłopak zawzięcie patrzył wszędzie, byle nie na Jeana.
- Zapamiętam to. – Odetchnął cicho i przymknął powieki.
Jego towarzysz chyba chciał powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy drzwi do pomieszczenia otworzyły się gwałtownie.
- Zbierajcie się. Tytani przy murach. – To Mikasa zburzyła ich spokój nagłym wtargnięciem. Włosy miała potargane przez wiatr i była cała przemoczona. Wybiegła zaraz po nadaniu komunikatu, nie zamykając za sobą drzwi.
Jean i Eren spojrzeli na siebie i poderwali się z miejsc. Wtedy też dotychczas nieśmiały, peszący się szatyn rzucił się w ramiona wyższego chłopaka i pocałował go namiętnie. Jean oczywiście odwzajemnił się tym samym. Po kilku chwilach oderwali się od siebie, zdyszani jak po przebiegnięciu kilku kilometrów.
- Nie zgiń – rzucił Eren w stronę ukochanego i już po chwili Jean został sam w domu.
- Ty też – szepnął w przestrzeń. – Ty też. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz