Strony

sobota, 13 września 2014

50. Akashi x Kuroko, Aomine x Kise, Murasakibara x Himuro - część 4.

To ostatnia część tego… czegoś. Nie mam weny praktycznie w ogóle (co pokazuje ta część), za to Internety już są. Powiedzmy, bo coś się modem buntuje i no D:
DuSiek, mam nadzieję, że ci się to w miarę podobało, w końcu przede wszystkim dla Ciebie to pisałam ^^”



Aomine znalazł blond dupę późnym popołudniem koło sklepu ze starymi zabawkami. Z cieknącą ślinką wpatrywał się w wystawę. Wyraźnie napalił się na którąś z zabawek. Szkoda, że nie erotycznych. Wtedy Daiki by mu kupił. I sam by na tym skorzystał.
Mimowolnie wyobraził sobie jęczącego pod nim Kise, z rumieńcem na policzkach i wielką chcicą. Jak wczoraj zupełnie. Tylko oczywiście ta ciota się nie przyzna, że tego chciała.
Podszedł do chłopaka i puknął go w ramię.
- Uważaj, bo jak ci ślina zamarznie w locie i na brodzie, to nie będziesz wyglądał zbyt ładnie – powiedział z lekkim rozbawieniem.
Ryota się aż zapowietrzył. Odskoczył od witryny i się skrzywił, po czym pomasował sobie tyłek. Jeszcze go bolał, huh? To dobrze. To znaczyło, że Aomine jest świetnym ruchaczem i może być z siebie dumny.
- Jesteś wredny! – pisnął Kisiak i profilaktycznie cofnął się o krok. Niestety, pośliznął się i walnął glebę na plecy. Zaburaczył z tego powodu, bo właśnie wyszedł na fajtłapę.
- Dziękuję za komplement. – Aomine parsknął śmiechem i pozbierał chłopaka z ziemi. Dosłownie. Podniósł go i wziął na ręce.
- C – co ty robisz?! – Blondyn otworzył szeroko oczy, robiąc zabawny wytrzeszcz.
- Niosę cię do swego domu. Musimy pogadać, nie? – Uśmiechnął się uśmiechem złoczyńcy.
Kise zaczął się wyrywać, ale to mu nic nie dało, więc… Nie, nie uspokoił się. Chciał utrudnić Daikiemu życie. W dodatku darł się: „zostaw mnie, pedofilu! Idioto ty! Pederasto! Patafianie! Głupi ciulu! Melepeto! Czapajewie!”.
- Czapajewie? Melepeto? Skąd ty te teksty bierzesz?
- Ze Świerszczyków – palnął biedny, niesiony Ryota.
- Jesteś debilem – podsumował go Aomine.
I gdy tak sobie szli, kłócąc się i wyzywając… dostrzegli w oddali Murasakibarę i Himuro. Ten drugi zrobił taką minę, jak najczystsza dziewica oskarżona o rozwiązłość, gdy ich zobaczył.
- Cześć Mine-chin. Mogę wiedzieć, czemu niesiesz blondaska? – zagaił Muraś, gdy podeszli bliżej. Trzymał swego chłopaka za łapkę, ale jak zawsze miał w dupie jego uczucia. Przynajmniej tak twierdził sam Himuro. Czasem myślał, że słodycze są ważniejsze dla Murasakibary, niż on sam. Ech, ciężkie życie gwiazdy kosza… No nieważne.
- Bo dobrowolnie by za mną nie poszedł, a musimy sobie coś wyjaśnić. A wy gdzie idziecie? – Aomine ignorował to, że Kise właśnie bił go po głowie, domagając się, aby chłopak go wypuścił.
- Do Aka-china. On i Kuroko powiedzieli, żebyśmy wpadli, bo chce urządzić seks grupowy – odparł Muraś, a potem ziewnął, na znak, że wcale go ta myśl nie jarała.
Natomiast Daiki…
- To na co my jeszcze czekamy?! – wydarł się, zawrócił i pobiegł w siną dal, z drącym się Kise w ramionach.
- Ale… Ja żartowałem… - Zamrugał fioletowowłosy.
- Mogłeś się spodziewać, że Aomine tak zareaguje, idioto. – Himuro tylko przewrócił oczami i pokręcił głową. – Chodźmy. Chcę zobaczyć jego rozczarowanie. – Uśmiechnął się szatańsko i pociągnął wyrośniętego ciućmoka za sobą w stronę ich celu.
***

Pół godziny później…
Aomine siedział z krzywą miną, zgaszony. Okazało się, że Akashi wcale nie zamierzał urządzać seksu grupowego. Himuro zanosił się od śmiechu, gdyż bawiła go naiwność Daikiego w takich sprawach.
Kise zaś miał swój zwyczajowy zaciesz. Nie dość, że uwolnił się od tego głupiego murzyna, to jeszcze okazało się, że nie będzie musiał dawać dupy. A jednak opatrzność nad nim czuwała!
Murasakibara za to olał ich wszystkich dla słodyczy. Właśnie siedział w kącie i je jadł, nie zważając na gapiącego się na niego Kuroko.
Akashi natomiast grał w karty sam ze sobą, bo stwierdził, że nie ma w tym towarzystwie dla niego godniejszego przeciwnika, niż on sam. Przejął to egoistyczne podejście od Aomine, który nie omieszkał mu tego wytknąć. Zamknął się jednak, gdy nożyczki przemknęły obok niego z zadziwiającą szybkością.
- Szkoda. Chybiłem. – Seijuro był z tego powodu wyraźnie rozczarowany. – Poza tym mamy dla was z Kuroko ważną informację. – Tu spoważniał.
Wszyscy zwrócili na niego wzrok, łącznie z niebieskowłosym smerfem.
- Kuroko obiecał dla mnie jęczeć po tym, jak obiecałem mu się oświadczyć.
Muraś zakrztusił się kawałkiem batona, więc uczynny Himuro pobiegł mu na ratunek. Aomine miał bardzo, bardzo głupią minę, zaś Kise się podjadał. Podskoczył w miejscu, pisnął i klasnął w dłonie.
- Jak słodko! Kurokocchi, Akashicchi, jestem z was dumny, że poważyliście się na taki krok!
- Chyba powariowaliście. Macie przed sobą całe życie szaleństwa i ruchańska, oświadczyny to przegina! – Daiki nigdy by tego nie zrobił. Oświadczyny to zobowiązanie. Nie lubił zobowiązań.
- Aomine – kun, ale my chcemy – wtrącił się Kuroko, który nie wyglądał ani na zadowolonego, ani na szczęśliwego.
- A ja uważam, że to bardzo dobrze o nich świadczy. Chcą spędzić ze sobą resztę życia. – Kise skrzyżował ramiona na piersi.
- Nie rozumiem tego. Nigdy bym się na to nie poważył w tak młodym wieku, gdy można jeszcze szaleć – prychnął Aomine.
- A czy ktoś powiedział, że już będziemy się hajtać? – Akashi spojrzał po nich jak po idiotach. – Oświadczyny nie są z tym równoznaczne, wy tępe szmaty.
- Wiedziałem o tym! – Murasakibara wreszcie wygrał walkę o życie. Aż odłożył słodycze na bok i przytulił do siebie Himuro, wdzięczny za ratunek.
- Ale to prawie jak ślub! – Kise nadął policzki, niezadowolony z tego, że zgasili jego marzenie o zostaniu drużbą na ślubie, zanim jeszcze o nim usłyszeli.
- Dobra, głupie chuje. Koniec posiedzenia. Ja i Kuroko nie mamy dla was więcej czasu. – Akashi wstał z miejsca.
- Ale… Przyszliśmy z piętnaście minut temu. – Himuro podrapał się po policzku.
- Chuj mnie to obchodzi – zgasił ich Akaś, a potem wywalił za drzwi, bez zbędnej kultury.
***
Dziesięć minut później…
Murasakibara i Himuro już poszli do domu, zapewne po to, by się ruchać. Aomine z Kise natomiast chodzili po mieście bez wyraźnego celu, w ciszy. Ryota nadal był zły na miłość swego życia, za to, że go wyruchał bez żadnych uczuć wyższych. Daiki zaś zastanawiał się zawzięcie, jak zadać nurtujące go pytanie. Wreszcie odetchnął głęboko i zatrzymał blondyna w miejscu.
- Kise… Muszę cię o coś ważnego zapytać. – Popatrzył na niego z powagą.
- Tak, Aominecchi? – Chłopak zrobił pełen nadziei wytrzeszcz.
Zapadła pełna napięcia cisza, aż wreszcie…
- Ruchasz się… czy trzeba z tobą chodzić?
Kise wyraźnie się zgasił i w początkowym odruchu chciał po prostu kopnąć go w jaja za takie pytanie.
- Trzeba chodzić – odparł opryskliwie.
- Dobra. To od teraz jesteśmy parą – zadecydował za nich oboje.
- A – ale… ja się nie…
- Cicho! Idziemy do mnie. – I pociągnął wesoło blondyna za sobą.
Chyba każdy wie, jak to się skończyło, ale mogę napisać: wszystkie trzy pary pieprzyły się po kątach przez cały dzień.
Koniec.

2 komentarze:

  1. Biedny Aoś :< nici z orgii!!!
    Opowiadanie w całości mi się podobało, masz kobito do tego rękę. Postaci były idealnie odzwierciedlone ;-) Dziękuję Ci za nie!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudo. Kocham opowiadanka z których można się pośmiać :D

    OdpowiedzUsuń